Przez długi czas zastanawiałam się, czym jest dla mnie wolność? Nie potrafiłam jasno udzielić odpowiedzi nawet przed samą sobą. W mojej głowie królował chaos. Temu wszystkiemu w tle przygrywała piosenka Chłopców z Placu Broni – Wolność, drastycznie kontrastując z Wolnością Boysów. To przecież tak nieoczywisty i wielowymiarowy termin w języku. Może z nim konkurować chyba tylko miłość. Wolność w znaczeniu językowym może być do czegoś, jak chociażby do wyborów, ale także od czegoś, między innymi strachu. Wolność ze względu na to, że coś mam, na przykład prawo, albo czegoś nie mam, jak zobowiązania. Zastanawiałam się też czy traktować to pojęcie materialnie, czy jednak bardziej abstrakcyjnie? Pytania można mnożyć w nieskończoność. Dużo zależy od perspektywy odpowiadającego, jego sytuacji materialnej, wieku, płci i wielu innych czynników. 

By rozwiązać moje zapętlone myśli, zajrzałam do Słownika Języka Polskiego. Moją uwagę przykuły dwie z czterech definicji. Pierwsza definiuje wolność jako prawo obywateli wyznaczone przez dobro powszechne, interes narodowy i porządek prawny. Zadałam sobie wówczas pytanie, czy będąc młodą dziewczyną mieszkającą w Polsce mam wolność, czy mogę o niej jedynie marzyć? Może i mam swobodę myślenia, pisania i mówienia tego, co chcę, ale czy w działaniu również tak jest? Czy coś nie krępuje moich ruchów? Tutaj zaczynają się wątpliwości. Mieszkam daleko od rodziny, studiuję i chodzę do pracy, nie ograniczają mnie żadne inne zobowiązania. Można by stwierdzić – jestem wolna, ale czy już to, że jestem obywatelką „cywilizowanego” kraju, nie osłabia mojej wolności? Przecież mam dowód osobisty, numer PESEL, status studentki uniwersytetu i podpisaną umowę na mieszkanie. Codziennie dostaję kilkanaście maili ze specjalnie dobranymi ofertami reklam, a wyszukiwarka internetowa doskonale zna moje preferencje zakupowe. 

Wszelkie struktury społeczne zdają się nie być stworzone dla wolności.  Jest ona w stanie występować tylko w jednostce, chyba że traktować wolność jako życie w zgodzie z nieuniknionymi ograniczeniami. Dodatkowo specyfika Polski zdaje się mieć niemałe znaczenie. Prawo polskie nie zapewnia mi poczucia bezpieczeństwa, ponieważ instytucje rządowe, a nawet te niezależne, kierują się zyskiem, a nie zwykłą ludzką potrzebą. Ponadto, trudno mi żyć w kraju, w którym piętnowana jest nienawiść do osób o innych poglądach niż “jedyne słuszne”. Mogłabym dalej uprawiać nasz ulubiony narodowy sport, czyli narzekanie na politykę, ale po co? Podsumuję to nieśmiałym stwierdzeniem, że chyba nie czuję szczególnej więzi z Polską, więc ta definicja nie rozwiewa moich wątpliwości. 

Druga słownikowa definicja mówi z kolei o tym, że wolność to możliwość podejmowania decyzji zgodnie z własną wolą. Od razu na myśl przyszło mi hedonistyczne „wszystko mogę, nic nie muszę”, ale nie wierzę w wolność jako bezkres. Przecież i tak ograniczają mnie czas i pieniądze. Czas zapewne znajdę, ale z niewyczerpującymi się funduszami będzie już trudniej. Poza tym, czy nie byłaby to wolność całkiem pusta, nieokreślona i bez zastanowienia? – cytując Sanatorium pod klepsydrą Brunona Schultza.

Mając to wszystko na uwadze, na pytanie „Czym jest wolność?” łatwiej będzie mi odpowiedzieć, poszukawszy najpierw tego, co mi ją daje. Postanowiłam w tym celu zawęzić ten termin do skali mikroprzeżyć, czyli subiektywnego wyboru migawek z życia, które powodowały ciarki na mojej skórze i motyle w brzuchu. Pojedynczych chwil, w których czułam się wolna. Zamknęłam oczy i pomyślałam o momentach, w których miałam czerwony nos od zimna i śnieg pod koszulką. Przypomniałam sobie chwile, w których moja skóra pachniała słońcem, włosy były całe mokre od deszczu, kiedy nie mogłam złapać tchu i zatykały mi się uszy od zmiany ciśnienia. Towarzyszyło mi wtedy poczucie uziemienia. Byłam blisko natury i było mi dobrze. Czułam wolność, wychylając głowę za barierki bulwarów nadodrzańskich, spoglądając na spokojny nurt rzeki. Wolność towarzyszyła mi również wtedy, gdy śmiałam się tak mocno, że zaciskała mi się boleśnie klatka piersiowa. Gdy moim budzikiem nie był ani alarm w telefonie, ani remontujący swoje mieszkanie sąsiad, ale świergot ptaków, gdy słyszałam krzyk mew; gdy czułam zapach kawy; gdy słyszałam odbijające się od parapetu krople deszczu; gdy dostrzegałam przebijające się zza zasłon promienie słońca. Z wolnością kojarzy mi się też zapach lasu. Ta świeżość powietrza i unosząca się wilgoć oraz buty ubrudzone błotem. Przypomniały mi się też chwile tańczenia do utraty tchu, kompletnie nie zwracając uwagi na otoczenie. Taniec zdecydowanie jest dla mnie wolnością. Wbieganie w ubraniach do morza jest dla mnie wolnością. Piasek pod paznokciami i szorstkie od soli morskiej włosy również są dla mnie wolnością. Widok chmur zza okna samolotu jest dla mnie wolnością oraz przechadzanie się po pokrętnych ulicach Barcelony, Zadaru, Marrakeszu to wolność. 

Hasłem nieodłącznie kojarzącym mi się ze wszystkimi wymienionymi wspomnieniami jest młodość – tak samo ulotna jak wolność. Przez chwilę nawet wydawało mi się, że odnalazłam odpowiedź na pytanie, ale z drugiej strony, dlaczego starość nie może być wolnością? Skoro i tak niezależnie od wieku ta stale jest zewsząd ograniczana, może właśnie starość jest wolnością. Mówi się, że to etap w życiu człowieka, w którym został odnaleziony sens życia, ale czy to prawda…?

 Jeszcze długo się o tym nie przekonam. Wracam więc do punktu wyjścia, wciąż nie wiedząc, czym jest wolność. Może wszystkim i niczym zarazem? Nie wiem, już nic nie wiem. Szukanie odpowiedzi jest trudniejsze, niż myślałam. 

Aleksandra Idzik